|
Zdjęcie: podpunkt.pl (http://www.podpunkt.pl/index_en.html#page_115) |
Pierwsze
dni czerwca [1989 roku] były słoneczne. (...) To był początek. Nasz początek. A
ich koniec.
Zaczęła się wątpliwa
przyszłość. Zaczął się kolejny rozdział życia milionów Polaków, którzy czekali
na poprawę warunków bytu i choćby drobną zmianę egzystencji przesiąkniętej
bojaźnią, ale nie tylko, bo i nadzieją. Bez niej bowiem nie byłoby nic – nikt
by nie trwał i nie czekał. Ale oto następował początek dnia, który niektórzy
zaczęli chwalić już przed zachodem słońca. Jak natomiast widział go Bogusław
Chrabota, urodzony w 1964 roku dziennikarz i pisarz? Mozaiki kolorów nie było.
Czasy od pamiętnego czerwca były raczej zaciętym kalejdoskopem, który, owszem,
pokazywał swoistą gamę barw, ale jednak w pewien sposób nieruchomą. Odmienną, ale
jak na razie zastygłą. Lecz to już był sukces, na który wszyscy zasłużyli. Na
który zasłużyła Polska, bo „stan wojenny był gorszy niż zabory”. Tak! Ale czy
to w ogóle możliwe? Autor, redaktor naczelny „Rzeczpospolitej”, opowiada i
trudno nie słuchać. Wielu zna ten czas, te realia, lecz błogosławieni, którzy
nie widzieli, a uwierzyli.