Powtórka z rozrywki z powtórki z rozrywki. Bo chyba nie ma co liczyć na
film, który chociażby w minimalnym stopniu poszedł w ślady Nowej Trylogii
Gwiezdnych Wojen. Starej z szacunku nawet lepiej nie wywoływać, choć przecież
nowe części są jej kontynuacją.
Gwiezdne Wojny robią się dobrym
serialem — przy czym to nie „dobrym” jest tutaj słowem kluczowym. Historia
ciągnie się, a Ostatni Jedi pokazuje,
że ciągnąć się jeszcze będzie, choć nie ma w tym większego sensu. Przebudzenie mocy było filmem wtórnym
bez niczego nowego, Ostatni Jedi jest
tego kontynuacją, więc czego się można spodziewać? Bo jest abstrakcja, niekiedy
śmieszność, nielogiczności i otworzenie furtki na ciąg dalszy historii (nowych)
Jedi, przy czym jest ono kiczowate i zupełnie niepotrzebne. Dobrze skomentował
to Szymon Radzewicz ze Spider’s Web: Ostatni
Jedi jest zaskakująco rozciągnięty. Jak gdyby Disney tak mocno przyzwyczaił się
do dodatkowych scen po napisach w Avengersach, że odruchowo musiał je wcisnąć
również do Gwiezdnych wojen[1].
Gwiezdne Wojny coraz
bardziej stają się disneyowską historyjką, odchodząc od ambitnego kina, gdzie
moc i równowaga istnieją nie tylko pomiędzy elementami świata Jedi, ale również
między najwyższej jakości formą i treścią filmów. Przy czym w najnowszej
produkcji obydwa te elementy są na poziomie dość niskim, bo gdyby chcieć
zastąpić rozciągniętą, dość płytką fabułę efektami specjalnymi i walkami na
miecze świetlne, których tak bardzo jest brak, to można przestać kochać
Gwiezdne Wojny (w ich nowym odzwierciedleniu). Po Przebudzeniu mocy miałem nadzieję, że to była jedynie wprawka,
swoista przypominajka, tymczasem zostaje poczucie, że twórcy chcą jedynie
tworzyć jakieś tam filmy, względnie dobre, jadąc po prostu na klasyce i kulcie,
które jednocześnie rozjeżdżają i rozwałkowują.
Film oglądało się przyjemnie, to
trzeba przyznać mimo tych wszystkich wad. Denerwowałem się, dłonie mi się pociły,
kilkakrotnie zarechotałem, choć też raz zaśmiałem się z zażenowania (chodzi o
scenę „lotu” i zmartwychwstania Lei), jednak to ostatnia scena mnie dobiła (w
negatywnym sensie). Wyszedłem z poczuciem, jakby Gwiezdne Wojny próbowały
zaadaptować schemat działania Opowieści z
Narnii — młodzi bohaterowie wzięci znikąd zastępują pierwszych, głównych
bohaterów, a ambicję zastępuje kicz — dla opowiedzenia historii, która zatacza
kolejne koła.
Wydaje mi się, że
najlepszym pomysłem dla opowiadania takiej fabuły w taki sposób byłoby
zrobienie serialu z dodatkowymi, kinowymi epizodami towarzyszącymi lub
opowiadającymi o wydarzeniach z przeszłości (gdzie Łotr 1. miałby dobrą pozycję). Teraz jednak Gwiezdne Wojny stają się nieco przegadane i
przereklamowane. Ale jeszcze szał nie opadł, jeszcze chce się oglądać kolejne
opowieści, bo przecież Nowa Trylogia była taka dobra, bo przecież to ciąg
dalszy Starej Trylogii. Ciekaw jednak jestem, na jak długo starczy tego
entuzjazmu.
Tytuł: Gwiezdne Wojny: Ostatni Jedi (and. Star
Wars: The Last Jedi)
Reżyseria: Rian Johnson
Scenariusz: Rian Johnson
Czas trwania: 2 godz. 30 min.
Premiera: 14 grudnia 2017 (Polska)
[1] S. Radzewicz, Osiem
największych wad ósmego epizodu Gwiezdnych wojen – Ostatni Jedi pod krytyczną
lupą, Spider’s Web [https://www.spidersweb.pl/rozrywka/2017/12/14/the-last-jedi-krytyka-wady/].
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz