sobota, 25 listopada 2017

MIASTO OBIECANE | Recenzja „Fazy Rem” Agnieszki Sudomir

Maciej Kaźmierczak



Miasto Obiecane: Faza Rem to debiut prozatorski „wychowanej przez Łódź, przygarniętej przez Warszawę” Agnieszki Sudomir. W zamyśle miał to być kryminał, tak też zabarwioną fabułę dostajemy, jednak jest to tylko pewnego rodzaju substytut, który dzieli się na prostą i niezaskakującą fabułę oraz wtórne przemyślanie na temat Łodzi. Warto czytać?



  – Szlag by to!
Słowa postawnego mężczyzny odbiły się echem po pustej ulicy. Śliskie, jeszcze oblepione nocną mgłą łódzkie chodniki nie sprzyjały pośpiechowi. Komisarz Igor Blattner potknął się i ledwie łapiąc równowagę, przejechał ramieniem po brudnej fasadzie kamienicy. Na rękawie skórzanej, mocno wysłużonej kurtki widniało solidne otarcie. Wyglądam jak fleja – pomyślał. Totalna fleja[1].

Tak zaczyna się historia komisarza Igora Blattnera, który zajmuje się sprawą serii morderstw popełnionych na terenie Łodzi. Pierwszą ofiarą jest studentka z Bałut, kolejną — bogaty lekarz. Morderca nie pozostawia po sobie żadnych śladów. Poza fragmentami recept. Dlatego zostaje nazwany Aptekarzem. „Kiedy zostaje odnaleziona trzecia ofiara, media podejmują temat ‘Aptekarza’ i w mieście wybucha panika” — tak głosi opis na okładce. Paniki jednak nie ma. Jest zwykłe szukanie mordercy — krok po kroku. Bez suspensu, bez zwrotów akcji, z rozwiązaniem, do którego fabuła zmierza od samego początku. Jest jeden podejrzany, jest jedna zagadka, którą główny bohater musi złożyć w całość z elementów, które po kolei są mu podsuwane. Ot, cała książka.
Sam Blattner jest postacią dość prostą, więc idealnie pasującą do fabuły. Całość można porównać do odcinka serialu o policjantach czy detektywach, gdzie główny bohater byłby jednym z tych sztywnych aktorów, niemający specjalnego doświadczenia. Została mu nadana przeszłość i pewna psychologia, jednak są to elementy, które „powiedziano”, ale nie mają one przełożenia na narrację, bo Blattner nie jest postacią dynamiczną, nie wzbudza emocji. Sama fabuła mało ich wywołuje, przez co dostajemy coś na wzór opisu pewnego zdarzenia, reportażu bez osobistego udziału, w który wplecione zostały wydarzenia towarzyszące i wtórne wywody na temat Łodzi, w stylu: Jest brzydka, ale i tak ją kocham. Dodatkowo nie ma płynności między nimi a akcją, są one wtrącane nachalnie i jakby niepotrzebnie (przy okazji — nie do końca rozumiem nawiązania tytułem do Ziemi Obiecanej. Wgląda mi to raczej na samą intertekstualność dla intertekstualności. Nie ma tu żadnych związków, jest tylko miasto. Jednocześnie autorce przydałoby się polecić lekturę powieści Reymonta, bowiem tam o Łodzi mówi się naprawdę sporo, jest ona drugim głównym bohaterem, który współgra z resztą rzeczywistości w sposób doskonały. Można się od tej powieści sporo nauczyć). Samego szukania, śledzenia, rozwiązywania zagadki jest tu jakby niewiele, wydaje się, że właściwa treść zmieściłaby się na może stu pięćdziesięciu stronach, tymczasem mamy ich blisko czterysta. Największym zaskoczeniem jest jednak fakt, że książka wciąga. Czyta się ją swobodnie, ale bez refleksji. Szybko, choć bez zachwytu. To jak oglądanie odcinka serialu o detektywie — wartko, sprawnie, z prostym rozwiązaniem i fabułą bez niespodzianek, bo to rozrywka na koniec ciężkiego dnia. Czytając, raczej nie ma się chęci odstawić książki (tylko raz miałem taką ochotę), nawet jeśli oczekiwało się czegoś ambitniejszego, nawet natrafiając na kolejne zgrzyty, których jest dość dużo. Należy mieć jednak w pamięci, że to debiut, przy czym pozostaje pytanie — czemu żaden redaktor nie dopilnował, żeby książka była w miarę możliwości jak najbardziej dopracowana?
Bohater wiele razy zachowuje się nieracjonalnie, rzuca odzywkami, które brzmią sztucznie, a świadkami tego jesteśmy już na samym początku, kiedy komisarz rozmawia ze swoim młodym informatorem — Kometą. Emocje Blattnera są ambiwalentne i wymuszone. Ciekawie jest również później, gdy komisarz rozmawia z prokuratorem, który mówi, że zna sprawę morderstw, ale Blattner i tak mu o niej opowiada — autorka wybrała zły sposób na przedstawienie czytelnikowi wniosków z wydarzeń, których nie był świadkiem. Zdarzają się skróty myślowe lub luki, wyglądające jakby zabrakło uzupełnienia w tekście po redakcji — chociażby w jednym z dialogów nagle zabrakło przynajmniej jednej wypowiedzi bohatera, uzupełniającej aktualnie omawianą w rozmowie kwestię. 
Styl pisania i warsztat są nierozwinięte. Widać tu debiut zbyt wyraźnie. Sam komentarz dla świata się rozwarstwia — mamy bowiem poważną fabułę, w której egzystują ironiczne komentarze i zachowania Blattnera — z dostrzegalnym brakiem celowości, więc i brakiem umiejętności dopasowywania stylistycznego przedstawianych elementów.
W książce mało się dzieje, jest za mało akcji jak na tego typu powieść. I nie chodzi mi tu o pościgi i wybuchy, ale o sam rozwój wypadków. Za dużo rozmawiania i myślenia o podstawowej sprawie, która fabularnie niekiedy zdaje się być zmarginalizowana. 
Wspominałem już o mało zaskakującym zakończeniu. Jakby tego było mało, samo dochodzenie do pewnych wniosków bywało sztuczne i absurdalne. W pewnym momencie poczułem, jakby autorka robiła z czytelnika osła, który niczego nie rozumie — nagle bohater zaczął podsumowywać zebrane dotychczas elementy, które logicznie układały się w całość, tymczasem Blattner musiał się kilka stron nad tym nagłowić, aby nagle doznać olśnienia i wpaść na trop, który wynikał ze wszystkich opisywanych wcześniej kroków śledztwa. Tym bardziej że nie było tam żadnych pułapek ani ślepych zaułków. Osoba, o której jest mowa od początku (a mowa jest tylko o niej), będąca „pośrednikiem” między wszystkimi detalami sprawy, nagle (znienacka!) staje się podejrzanym, a bohaterowie są tym wszystkim zaskoczeni. To był ten jedyny moment, w którym miałem ochotę odłożyć książkę i już do niej nie wracać (a to dopiero półmetek był). Ale czytałem dalej.
Niestety lepiej nie było. A kolejne potknięcia nie pomagały.
„(...) odpowiedział komisarz, wpatrując się w małe stopy dziewczyny. Były niewiele większe od tych, które wystawały spod pomarańczowej sukienki”. Mowa tu o znalezionej na miejscu zbrodni dziewczynie. Jednej. Więcej nie było. Można też znaleźć sformułowania typu: „Telewizor nawijał jak najęty” czy „Kiedy lekarz odsłonił twarz ofiary, dostrzegli, że szklane, zdumione spojrzenie było skierowane w bok. (...) Nie miał najmniejszej ochoty przypatrywać się tym oczom. Wyglądały podobnie do wszystkich innych, które widział”.
Wydawało mi się też, że autorka nie przygotowała się specjalnie do pisania tej powieści. Research mógł polegać na oglądania seriali czy paradokumentów tematycznych albo mogło go nie być wcale.
Ogólnie rzecz ujmując książka jest przegadana, niekiedy infantylna i absurdalna. Minusów jest wiele. Plusów o wiele mniej. Ale są. Pierwszy — jak już wspominałem książka mimo wszystko wciąga, choć nie czuje się pociągu do rozwiązania tej „enigmatycznej” sprawy. I choć styl i warsztat kuleją, to jednak należy przyznać, że autorka już teraz potrafi pisać w sposób, który nie odpycha i pozwala czytać dość płynnie, a to już coś. Drugim plusem jest samo umieszczenie akcji w Łodzi, choć to docenią w szczególności łodzianie — w książce jest opisanych sporo miejsc, które można kojarzyć, bohater chodzi łódzkimi ulicami i jak zwykle sprawia przyjemność ich znajomość. Kolejny, choć nieco bardziej oderwany od całości plus — zapowiedź kontynuacji (taka informacja znajduje się w notce biograficznej na okładce). Niecierpliwie czekać na nią nie będę, ale chętnie przeczytam. Gdyby Faza Rem była zamkniętym utworem, można by o nim od razu zapomnieć. Ale perspektywa poznania dalszego ciągu historii, dostrzeżenia zmian w pracy twórczej autorki i śledzenie jej literackich poczynań, pracy nad stylem i pomysłami pozwala na nadanie tej książce statusu nieco wyższego, niż tego, jaki rysuje się w obliczu powyższych obserwacji.
Jest jeszcze jeden plus, który wynika jednak z kolejnej powtarzalności — postać bohatera i ogólnej sytuacji patologicznej zarysowującej się wokół niego nie jest może niczym oryginalnym, jednak czytając cały czas w pamięci tkwił mi Harry Hole (bohater kryminałów Jo Nesbo). Było to słabe i niewyraźne, jednak z jakiegoś powodu się to skojarzenie narodziło, dlatego mam nadzieję, że autorka będzie potrafiła je dobrze rozwinąć i stworzyć na jego bazie własny styl i pomysł, czego gorąco jej życzę. Mam nadzieję, że ten debiut pozwoli jej na rozwój w pracy twórczej, bo jest potencjał, brakuje doświadczenia i szlifowania warsztatu. Na pewno będzie coraz lepiej, a ja proces ten z chęcią będę śledził.
Nie mniej jak na razie moja ocena nie może być wyższa nić 5/10 (przy czym dwa punkty są za Łódź i to skojarzenie z Nesbo. Można by też odjąć jeden za „Miasto Obiecane” w tytule — bo to jak podpisywanie antologii fanowskich opowiadań nazwiskiem twórcy uniwersum[2] — ale już może lepiej dajmy temu spokój).

***

Pozostaje jeszcze kwestia techniczna — korekta i redakcja się nie popisały, ale domyślam się, że surowy stan tej książki musiał być na tyle wymagający, że te redaktorskie niedociągnięcia to i tak niewiele.
Jest jeszcze okładka, która nijak ma się do treści i jest nie tylko brzydka, ale wręcz nieestetyczna (głównie z powodu złej rozdzielczości grafiki, która się rozmazuje). Skład też trochę kuleje — zbyt wyraźna jest różna ilość wersów na niektórych stronach. Dodatkowo — nadal nie rozumiem wstawiania żywej paginy w książce, w której nie ma chociażby tytułów rozdziałów, które można by do niej wrzucić. Plus za przerzucanie kolejnych rozdziałów na nieparzyste strony — rzadko kiedy już wydawnictwa o tym pamiętają.

Książkę polecam bardziej jako ciekawostkę (kolejna publikacja o Łodzi) lub bardzo lekką lekturę na koniec dnia.  





Autor: Agnieszka Sudomir
Tytuł: Miasto Obiecane: Faza Rem
Wydawnictwo: Genius Creations
Miejsce i rok wydania: Bydgoszcz 2017
Ilość stron: 380
Okładka: Paweł Dobkowski
Cena: 34,99 zł

Za książkę dziękuję wydawnictwu








[1] Wszystkie cytaty pochodzą z książki A. Sudomir Miasto Obiecane: Faza Rem.
[2] Nawiązuję oczywiście do sprawy Szponów i kłów (Wyd. superNOWA), gdzie antologię opowiadań pokonkursowych opatrzono nazwiskiem Andrzeja Sapkowskiego (choć w książce nawet nie ma tekstu tego autora) jedynie z podpisem „przedstawia”. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz