Maciej Kaźmierczak
Umberto Eco istnieje w czytelniczej
świadomości przede wszystkim jako autor niemalże klasycznej już powieści Imię róży, będącej jego książką
debiutancką i zarazem najbardziej rozpoznawalną. Poważną i wymagającą. Nie
ulega jednak wątpliwości, że Eco potrafi poruszać nie tylko tematy ważkie, ale
też kreować opowieści, które należałoby przyjmować mniej dosłownie, czy wręcz z
przymrużeniem oka. Taki też jest Temat na
pierwszą stronę (Numero zero),
wydany w 2015 roku, niedługo przed śmiercią autora.
Książka ta opowiada o
Panu Colonna, człowieku, którego można by nazwać nieudacznikiem. Jest to
pięćdziesięciolatek, który mimo starań nie ma na swoim koncie żadnych
znaczących dokonań. Jednak w pewien sposób docenia go niejaki Simei — proponuje
mu świadkowanie tworzenia nowego dziennika pt. „Jutro”, czego efektem miałoby
być napisanie przez Colonna bestsellerowej powieści, opisującej kreację gazety
i wszelkie prace z nią związane (przy czym ostatecznie to Simei figurowałby
jako autor książki. Colonna miałby być swoistym ghostwriterem, aczkolwiek
sowicie wynagrodzonym). Okazuje się jednak, że wspomniany dziennik (którego
redaktorzy mieli tworzyć wyłącznie numery zerowe, prezentacyjne) był sztuczką,
próbą wpłynięcia przez bliżej nieokreślonego Prezesa — twórcę całego
przedsięwzięcia — na elity, w których szeregi chciał wstąpić.
Colonna decyduje się
przyjąć propozycję. Został dowartościowany i zaproponowano mu wysoką pensję na
czas tworzenia dziennika i książki. Jako „człowiek bez właściwości” zwyczajnie
nie mógł się nie zgodzić. Staje się więc zastępcą Simeia, redaktora naczelnego,
poznaje zatrudnioną grupę dziennikarzy, gdzie największe znaczenie mają dwie
postaci — Braggadocio, dziennikarz śledczy, wokół którego skupiać się będzie
dalszy ciąg opowieści, i Maia, młoda kobieta zadająca głupie pytania, mająca
zajmować się dla gazety horoskopami; orbitująca coraz częściej wokół Colonna,
żeby w końcu zawiązać z nim bliższą znajomość.
Gazeta ma pisać o
sprawach poważnych, jednocześnie z pewnym wyprzedzeniem, publikując nie
rzetelne artykuły, a domysły na tematy, które mogłyby zaskoczyć. Ostatecznie
jednak cel dziennika zostaje odsunięty na bok, a fabułę przejmuje raczej nie
priorytetowe dla gazety śledztwo, mające zdemaskować i ujawnić ukrywane do tej
pory karty z historii Włoch. Śledczy Braggadocio idzie bowiem tropem domniemań,
jakoby Mussolini miał sobowtóra, który przejął na siebie karę śmierci, w czasie
gdy prawdziwy duce pozostał przy życiu i wyemigrował do Argentyny. Dociera do
hipotez o zabójstwie Jana Pawła I, afer watykańskich banków, w co zamieszane
mają być prawicowa organizacja, loża masońska, mafia, CIA i Watykan.
Hipotezy śledczego wydają
się być nietrafne, jednak rozwój wydarzeń pokazuje, że mógł on mieć rację w
którejś ze spraw. Dodatkowo we wszystko zostaje wmieszany Colonna, bowiem
Braggadocio nie potrafił skrywać swoich domniemań i musiał się z ghostwriterem
nimi podzielić. W ten sposób zawiązuje się główny wątek powieści, będący też motorem
dla poczynań głównego bohatera. Autor wykreował zręczną intrygę, która dzieje
się na dwóch płaszczyznach — w jedną jest zamieszany sam główny bohater, druga
natomiast stanowi tło dla powstającego dziennika, gdzie jego rozwój przeplatał
się z rozwojem dociekań Braggadocia. Pomijając fakt, że samo tworzenie gazety
zostało zepchnięte na drugi plan, to również domyślna powaga, której można się
było spodziewać, zostaje zastąpiona groteską i ironią, co spaja całość,
wydającą się nie do końca ciekawą, bo z każdą stroną oddalającą się od wątku
głównego. Dlatego też widać tu kunszt twórczy Eco — wykreował on dwie
równoległe fabuły, a przestrzeń między nimi wypełnił sarkazmem, fabularnymi
kłamstwami i dynamizmem, co zmusza czytelnika do lepszego przyjrzenia się, o
czym właściwie jest ta opowieść — poza thrillerem z elementami romansowymi.
Ostatecznie jednak
dokładnie widać, o czym jest Temat na
pierwszą stronę — o przekłamaniach i grach pozorów, przy czym przyzwoitość
i uczciwość zostaje często zastępowana przez ludzką zachłanność i próby
wykorzystywania innych dla własnych niecnych czynów, czego symbolem może być
sama chęć „utworzenia” dziennika przez tajemniczego Prezesa, bynajmniej nie
martwiącego się o losy ludzi dla niego pracujących (co prawda rozwiązanie akcji
mogłoby wskazywać na zupełnie inny jego obraz, jednak każdy fragment tej
książki należy czytać uważnie, a wtedy zobaczy się, że nawet mimo pozornego
zmartwienia Prezesa w obliczu niepowodzenia, jest on człowiekiem bez
skrupułów).
W powieści tej drugi plan
sam w sobie jest przesycony ironią i groteską. Dziennikarze mają tworzyć na
łamach gazety domysły, które w pewien podprogowy sposób będą nazywane faktami
(a przynajmniej tak je czytelnik ma odebrać). Ma ona za zadanie manipulować odbiorcą
i mistyfikować w sposób ukryty, ale inteligentny, tak, aby przekazywać
nieprawdziwe informację, ale bez ewentualnych negatywnych konsekwencji.
Wszelkie reguły tworzy Simei, który chce nie tylko naśladować inne gazety, ale
i być o krok przed nimi. Kreuje się w ten sposób swoisty obraz mediów —
nieuczciwych, wykorzystujących niecne konfabulacje i naiwność czytelników.
Można by więc sądzić, że mamy tu ocenę ówczesnych mediów, jednak ukrytą w taki
sam sposób, w jaki one ukrywają prawdę czy też kłamstwo, w zależności, co jest
im potrzebne. Rzeczywiście, podobnie jest tutaj — na front wysuwają się inne
sytuacje i opinie, w czasie gdy prawdziwe intencje są albo ukryte, albo
zatajone, co dla uważnego czytelnika jest kolejnym komunikatem, mającym zwrócić
jego uwagę i wzmóc czujność w odbiorze reszty tekstu. Czy jednak mimo wszystko
krytyka mediów nie jest opinią wtórną, bo w żaden sposób nowatorską?
Należy zauważyć, że to
nie jest główny motyw powieści, będącej mozaiką pomysłów, bo jednocześnie obok standardowej
krytyki mamy tutaj krytykę odwróconą. Eco cofnął nas do 1992 roku, do okresu
przed erą telefonów komórkowych i komputerów (co autor sprawnie podkreśla),
więc mamy do czynienia ze społeczeństwem zależnym od mediów tradycyjnych. Próba
wykreowania dziennika serwującego domysły, wyprzedzającego rzeczywistość, jawi
się jako krytyka i spojrzenie nie na same źródła informacji, ale ich odbiorców,
którzy są w pewien sposób nieczuli na aktualne sposoby ich przekazywania. Temat na pierwszą stronę to również —
jeżeli nie przede wszystkim — opinia o świadomości ludzi jako adresatów, niby
uodpornionych na sensacje, o ludziach, którzy słysząc o kolejnym oszustwie,
jedynie kiwają głową, wzruszają ramionami i idą dalej, jakby nic się nie stało,
jakby nic ich nie dotyczyło. Simei chce stworzyć coś, co by ich poruszyło, ale
to tylko fikcja Prezesa. Jaki jest więc wniosek? Ówcześni Włosi byli
niewrażliwi na to, co się działo wokół nich? Jedynie wybiórczo akceptowali
przekazy — tylko te, które chcieli — jednocześnie wpadając w pułapki zastawiane
przez gazety, piszące bezpośrednio pod gusta czytelników?
Eco sam zastawia na nas
pułapki. Wplata jedną historię w drugą, stawia odważne tezy, domniemania
zamienia w fakty, inteligentnie prowokuje i buduje pewną dezinformację za
pomocą prezentowania różnych stanowisk fabularnych, mających nas od siebie
odwodzić — abyśmy wybrali, co tak naprawdę jest dla nas ważne. I jednocześnie —
zmusza nas do zastanowienia się, czym właściwie jest „Jutro” i czy ta gazeta ma
jakiekolwiek znaczenia. Jeżeli czytelnik uwierzył, że to ona jest tu głównym
tematem, to wpadł już w pierwszą pułapkę autora.
Z pewnością żyjemy w czasach
informacji nieprawdziwych, uznawanych zarówno przez media jak i odbiorców za
fakty, w które skłonni jesteśmy ślepo wierzyć. Internet, telewizja — to inne
odzwierciedlenia „Jutra”, które manipulują nami i próbują przewidywać, do czego
dąży świat, jednocześnie nie potwierdzając tego w żaden sposób; snują domysły i
wiedzą, że ludzie w nie uwierzą. Kłamstwa stają się różnorodne, a prawda
obligatoryjna i niepewna. Kłamstwa są ciekawsze, a prawda faktami, które nie
zawsze muszą zachęcać do ich poznania.
Temat na pierwszą stronę jest powieścią niezwykle inteligentną i ponadczasową.
Dopóki media będą próbowały manipulować i kreować własne rzeczywistości, dopóty
my, jako odbiorcy, będziemy żyć w wiecznej niepewności i zastanawiać się, czy
to, co właśnie przeczytaliśmy, jest autentyczne, czy jedynie smacznie
przedstawione. Powieść ta czyni z nas uczestników czytelniczej gry, a przez to
zauważa zagrożenie, przestrzega przed nim i apeluje o uwagę. Lecz któż by mógł
w tej kwestii zmienić cokolwiek?… Eco albo rzeczywiście chciał tego spróbować,
albo była to dla niego zwykła forma zabawy z nową jakością fabularną, nie ma
jednak wątpliwości co do tego, że zrobił to w sposób kunsztowny i błyskotliwy.
Autor: Umberto
Eco
Tytuł: Temat
na pierwszą stronę
Tytuł
oryginalny: Numero zero
Wydawnictwo:
Noir Sur Blanc
Rok
wydania: 2015
Ilość
stron: 160
Cena
okładkowa: 35.00 zł
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz