Maciej
Kaźmierczak
Tomasz
Czarny, propagator horroru ekstremalnego w Polsce, powołał do życia wydawnictwo
Dom Horroru, aby przejść od słów o ekstremie do jeszcze konkretniejszych czynów
(wydał trzy tomy Gorefikacji, lecz
jedynie w ebookach). Na pierwszy ogień poszły opowiadania „Niekwestionowanego
króla ekstremalnego horroru”, jak nazywa go John Everson, którego słowa zostały
zamieszczone na okładce. Jest dobrze, ale niestety nie aż tak.
[…] zaczyna sikać na jej głowę strumieniem koloru piwa, a ona z entuzjazmem chłepcze wodę z kibla. To raczej nie jest dziewczyna, którą chciałbyś przedstawić rodzicom.
Zbiór jedenastu
opowiadań otwiera Pani Kadłubek (ang.
Miss Torso) — opowieść o tytułowej
kobiecie bez rąk o imieniu Spooky, pracującej w pornobiznesie. Czuć tu amerykański
klimat ekstremalnego horroru, dla którego zasadniczo sięgnąłem po ten zbiór.
Opowiadania
z Wypuść mnie, roszę to krótkie
teksty z nieskomplikowaną historią, pełne seksu i krwi. Są dobrze napisane, jak
mniemam również dobrze przetłumaczone (nie widziałem oryginału, ale mniej
więcej znam styl Lee, a te opowiadania go powielają).
To nie jebanie, to raczej wiercenie studni głębinowej […].
Kolejne
opowiadania są prostymi, ale ciekawymi tekstami o bólu, smutku, cierpieniu i
makabrze. W Pomyśl życzenie wszystkie
te elementy są bardzo dobrze skomponowane i stonowane. W tytułowym Wypuść mnie, proszę nie ma zasadniczo
nic specjalnego, powiela ono kolejne schematy, jest dość płytkie i po
przeczytaniu można o nim od razu zapomnieć i przejść do następnego.
Stół jest interesującym szortem, któremu jednak
zabrakło końcowego zaskoczenia — dobrze się zapowiadał, ale zakończył dość banalnie.
Po nim pojawia się Powiedziała „śmierć” i
to opowiadanie jest najlepszym jak na razie i jednocześnie, w oderwaniu od
reszty, bardzo dobrym tekstem, bez utożsamiania go z klasą B. Jest to
wyśmienite połączenie poważnej historii z erotycznymi elementami — idealne
proporcje między tymi składnikami dają nieco surrealistyczny tekst o
zabarwieniu psychologicznym (historia w pierwszej chwili przypomina nieco
wydarzenia z Opowieści Wigilijnej Dickensa,
a podobieństwo za chwilę potwierdza sam główny bohater), jest to więc tekst, na
który w tym zbiorze czekałem, i które realizuje moje pragnienie co do tego, że Lee
pokaże oblicze podobne do ubóstwianych przeze mnie Eversona i Ketchuma.
Jeden z lekarzy odsłonił parawan na oddziale intensywnej terapii i
odkrył ciekawską Wendlyn z fascynacją zabawiającą ustami pacjenta w śpiączce.
— Chciałam tylko sprawdzić, czy pacjent ze
śmiercią mózgu może dojść.
No i dalej —
Niewłaściwy facet, którego doskonale
opisuje cytat z czwartej strony: „[…] od zarania cywilizacji mężczyźni do woli
i bez skrupułów wykorzystywali kobiety, najwyższy czas, żeby one zaczęły
wykorzystywać ich”. Nie ma w nim nic
specjalnego — jest nieco ironiczne i groteskowe, ale na końcu przemienia się w
zupełny kicz. Zakończenie jest jakby napisane przez naiwną nastolatkę, co
sprawia, że jest ono zupełnie oderwane od reszty tekstu. Przykre…
Kolejne są Postacie (ang. The Characters). Angielski tytuł zbyt wiele zdradza, dlatego polski
czytelnik ma pewien dodatkowy element zaskoczenia, co dodaje nowy smaczek.
Opowiadanie to jest kolejnym jednym z najlepszych — ironiczne wobec twórców
horrorów, poniekąd satyryczne, obnażające pewną ukazaną w krzywym zwierciadle
ignorancję tekstów B klasy, więc jest też zarazem autoironiczne. To puszczenie
oka do czytelnika, który może trafił na tę książkę przypadkowo i nie jest
zadowolony z tego typu opowiadań. Postacie
zapowiadały się jak poprzednie teksty, zwiastowały kicz, ale rzeczywistość
nagle uległa zmianom i przeobraziła punkt czytelniczego widzenia. Autor dalej brnął
w kicz, ale był już on zupełnie inny, a czytelnik przygotowany na kolejne
zwykłe gore dostał opowieść intrygującą, aczkolwiek z pewnym przymrużeniem oka.
Na zachętę trzeba przedstawić tu kilka cytatów:
[…] ten koński wypierdek napisałby dla odmiany coś dobrego zamiast
tej całej horrorowej tandety. Coś prawdziwie literackiego, coś ważnego, ale
nie! […] Seks z demonami, seks z przywróconymi do życia trupami, seks z
socjopatycznymi wieśniakami, a nawet seks z mózgami.
Znaczące
jest to, że takie właśnie oblicza seksu pojawiają się w opowiadaniach Lee,
które zawiera ten zbiór.
Pierdolona kupa bzdur. […] Prawdziwi pisarze tworzą historie o
egzystencjalnej względności, o rytuałach przejścia, o symbolicznym
ucieleśnieniu socjalizmu postawionemu konkretnemu, nowemu obiektywizmowi.
Wyszło to
bardzo dobrze.
Dalej
wyruszamy na Przejażdżkę wraz z zombie,
o którym nie ma co pamiętać, co najwyżej jego słowa, gdy opowiada, czym dla
niego jest przechodzień na ulicy. Dla niego to „Jebany szwedzki stół, prawdziwa
uczta na dwóch nogach”.
I w końcu — Gówniany dom (ang. Shit — House). Bo „Świat to pierdolony gówniany dom”. Opowiadanie to stanowi istny popis
kunsztu Lee, którego wcześniej mogliśmy jeszcze do końca nie odkryć. Jest to
znakomity przekrój przez grozę i ekstremę świata, jego brutalność i
przepełnienie zwyrodniałym seksem, a zarazem podsumowaniem wcześniejszych
tekstów, do którego warto było dążyć przez te 130 dotychczasowych stron. Tutaj
na początku lektury pojawiło się w mojej głowie idealne powiązanie z Eversonem
i jego zbiorem Igły i grzechy, ale
wydaje mi się, że Lee jednak zbudował w tym momencie własne spojrzenie na świat
będące na równi z pomysłami Eversona. Lee pokazał swój talent w zakresie języka
i treści, tutaj znów surrealistycznie przedstawionej, opisującej realny świat —
realny do bólu, z którym chcielibyśmy mieć do czynienia jedynie za
pośrednictwem tak dobrej prozy.
Tekst ten
nazwałem podsumowaniem, dalej jednak zamieszczone są jeszcze dwa szorty. Czyżby
miały być swoistym epilogiem? Skrawek
papieru jak najbardziej za tym założeniem przemawia, nawet się zaśmiałem,
przeczytawszy ostatnie zdanie. Czyżby na koniec zostawiono dwa równie dobre
teksty, co poprzedni? Niestety nie, bo o ile Skrawek papieru jest bardzo przyjemny, o tyle Header — początki (ang. The
First Header) jest czymś bardzo dziwnym, gdzie nie wiadomo, o co chodzi, co
się dzieje (jakieś ruchanie kobiet, które nie jadły, i ruchanie ludzi w mózgi).
Ale obydwa w takim razie podsumowuję różne oblicza prozy Lee.
Widać więc,
czym jest zbiór Wypuść mnie, proszę. Warto
go kupić dla tych kilku bardzo dobrych opowiadań, reszta na pewno będzie gratką
dla największych fanów Lee.
Do ocenienia
pozostaje jeszcze techniczna strona wydania. Mamy do czynienia z pierwszą
publikacją nowego wydawnictwa, dlatego nie jest najlepiej, ale też nie ma
tragedii. Okładka daje radę — nie ma niepotrzebnej makabry, jest przyzwoicie
zrobiona, choć zawiera zbyt wiele elementów. Niepokojący jest zapis słów
Eversona polecającego zbiór i czwarta strona okładki, gdzie w oczy rażą
niepoprawne maszynowe cudzysłowy. Blurb nie jest też wolny od błędów
interpunkcyjnych i logiczno-stylistycznych.
Książka ma
format zbliżony do formatu tych wydawanych przez wydawnictwa Replika oraz krój
fontu z powieści Lee z Repliki właśnie. W środku wszystko ze sobą współgra,
plusujują spis treści na początku (razi jedynie numer strony w tym miejscu) i
wakaty na stronach parzystych przy rozpoczynających się kolejnych
opowiadaniach. Mocno rzuca się w oczy słaba korekta (co dziwne, bo zajmowały
się nią dwie osoby) — pojawiają się literówki, kuleje interpunkcja, niekiedy
styl (powtórzenia, nielogiczności), brak jednolitości w półpauzach, które
czasem zastępowane są przez dywizy, między którymi nie ma światła. W ostatnim
opowiadaniu zamiast polskich myślników są amerykańskie cudzysłowy.
Ogólnie tylko
tego zabrakło — dobrej korekty, widać, że to pierwsza publikacja i mam
nadzieję, że kolejne będą o wiele lepsze pod tym względem. Ale wszystkie inne
elementy zapowiadają Dom Horroru jako kolejne porządne wydawnictwo.
Autorowi
daję 7/10, wydawnictwu — 6/10 i jednocześnie polecam.
Autor: Edward Lee
Tytuł: Wypuść mnie, proszę i inne opowiadania
Wydawnictwo:
Dom Horroru
Ilość stron:
167
Miejsce i
rok wydania: Wrocław 2016
Okładka: Kornel Kwieciński
Cena
okładkowa: 25.00 zł
Do kupienia
wyłącznie na Allegro.
Wydawnictwo
zapowiedziało już kolejną publikację — będzie to Ofiarologia (tytuł roboczy) — zbiór opowiadań Tomasza Czarnego i
Karoliny Kaczkowskiej. Z chęcią zobaczymy, co z tego wyjdzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz