środa, 13 września 2017

KREW NA ŚNIEGU | Recenzja „Niepełni” Anny Kańtoch

Maciej Kaźmierczak



Nagie drzewa, śnieg, mróz — można by powiedzieć, że najnowsza powieść Anny Kańtoch jest o zimie, gdyby nie jeszcze jeden element — krew. Dzięki niej mamy kryminał, emanujący swym realistycznym zimnem, które autorka sprawnie wprowadza i utrzymuje w powieści. I to wcale nie jest błahostka, a poważny atut. Nie każdy bowiem potrafi uchwycić swoisty klimat, przesycając go tajemnicą, strachem, niepewnością, gdzie czytelnik niemal widzi krople krwi na śniegu — nawet bez patrzenia na okładkę. Chłód kojarzony ze skandynawskim kryminałem, zagadka jak z najlepszego thrillera, psychologizm historii i bohaterów na wysokim poziomie. Poplątanie, którego nie rozwikłałby sam Holmes — bo tej zagadki nie da się rozwiązać. I nie uwielbiać.


Jaką tajemnicę skrywa zasypany śniegiem biały dom na odludziu? Kto w nim mieszka (mieszkał), kto w nim jest (był) więziony i kto w nim umiera (umarł)? Lektura Niepełni przypomina wędrówkę pokojami pałacu. W miarę otwierania kolejnych drzwi rośnie napięcie, a związek między bohaterami nabiera nowych znaczeń. Co stało się z dzieckiem, które nie chce zdecydować, czy jest dziewczynką, czy chłopcem („Za każdym razem mówiło sobie: Jeszcze nie. Nie dzisiaj. Później, jak będę duży i silna”). Dziewczyna niepełna dziewczęcości, czy chłopak niepełny chłopięcości — kim się czują, kim tak naprawdę są bohaterowie?

Niepełnia to kryminał nieoczywisty. Tajemnicza i nastrojowa, szkatułkowa, pełna ukrytych znaczeń literacka podróż do tożsamości płci.

Niepełnia rzeczywiście nie jest typowym kryminałem. Mamy tutaj bowiem kilka zagadek, które jednak nie dążą do zaskakującego rozwiązania, a raczej stawiają pytania, na które czasem nie ma odpowiedzi. To jak błąkać się po labiryncie, którego każdy kolejny korytarz zawiera nowy element pewnej układanki, jednocześnie nie rozwiązujący tej poprzedniej. Dopiero po pewnym czasie widać, że nie chodzi tu o konkretne odgadnięcie, co stało się z bohaterami, ani właściwie kto z nich jest tym bohaterem, nad losem którego właśnie się zastanawiamy. Kańtoch stawia nad wszystkim ogólną myśl, której podporządkowane są kolejne historie niby ze sobą niepowiązane, ostatecznie układające się jednak w specyficzną całość tej jakże skomplikowane szkatułkowej powieści.
Ów wspomniany labirynt jest zarazem głównym atutem Niepełni i jej problemem — autorka zaserwowała taki mętlik historii, że czasem trudno się w nim połapać, tym bardziej, że wątki i bohaterowie lubią się przemieszczać w fabule. Czasem miałem wrażenie, że albo to ja nie potrafię się w tym odnaleźć, albo autorka stwierdziła, że nie ma to aż takiego znaczenia, aby wszystko było uporządkowane i jednolite w swym wyrazie. Ale domyślam się, że tak właśnie miało być i jednocześnie ubolewam, że ta szkatułkowość nieco przysłoniła fabułę. Forma przerosła treść, która, gdyby ją przedstawić linearnie, byłaby jedynie opowieścią toczącą się wokół wspomnianego w opisie białego domu i zagadką związaną z dzieckiem, którego płeć jest znakiem zapytania. Ma to jednak swój swoisty urok, który nie daje wytchnienia od namysłów zarówno podczas lektury, jak i po jej skończeniu. Czytelnik nie ma tu niczego wyłożonego na tacy, zagadka wciąż wisi w powietrzu, wciąż czegoś brakuje, wciąż coś nie zostało rozwikłane, i ostatecznie wiemy tyle samo, co niepewni otaczającej ich rzeczywistości bohaterowie. Przyznam, że zabrakło mi podsumowania, które rozwiałoby niektóre wątpliwości, ale mimo wszystko da się bez niego przeżyć.

„W miarę otwierania kolejnych drzwi rośnie napięcie, a związek między bohaterami nabiera nowych znaczeń” — o ile na początku czytelnik czuje się zagubiony, a każdy kolejny bohater pojawiający się w kolejnych opowieściach niesie sobą nieznane, tak mniej więcej w połowie powieści wszystko nabiera nowego znaczenia, napięcie rośnie jeszcze bardziej, gdy wiadomo już, że wszystko jest ze sobą powiązane, aż w końcu zaczyna na siebie nachodzić i jakby żyć własnym życiem. Wtedy uczucie, że ktoś tu się pogubił umyka, a pojawia się pewne zrozumienie, które jednak nie zostaje ani potwierdzone, ani zaprzeczone.
Niepełnia to prawdziwa gra, toczona między bohaterami, autorką a czytelnikiem; gra, która składa się z tych wszystkich kolejnych opowieści w jeden świat, będący domem dla każdego elementu.

***

Początkowo Niepełnia skojarzyła mi się z filmem Obłęd (2005) Johna Maybury’ego, więc jeżeli ktoś zna i lubi ten film, będzie w pełni usatysfakcjonowany. Tym bardziej, że jest to luźne skojarzenie, później wypierane przez autorski styl narracji i fabuły Anny Kańtoch.
Niepełnia jest powieścią inteligentną i fascynującą, pozostawiającą duże pole do interpretacji czytelnikowi, który sam musi nie tylko zrozumieć, o czym właściwie jest ta książka, ale w ogóle zastanowić się, czy forma rzeczywiście nie przerosła treści, a autorka nie pozostawiła zbyt wielu niewiadomych. Dla mnie jednak nie liczył się tak bardzo ostateczny rezultat fabularny, co sens każdej z opowieść, cząstkowe zakończenia, myśli przewodnie, zachowania bohaterów, będące mozaiką niesamowitą. Niepełnię traktuję bardziej jak przytaczany już labirynt, którego kolejne korytarze mogą zauroczyć, zaskoczyć, przestraszyć i napełnić niepewnością, aby ostatecznie nie zaprowadzić do wyjścia i uwięzić czytelnika w swym wnętrzu.
Jednocześnie, poza fabułą, należy zwrócić uwagę na niesamowitą swobodę autorki w kreowaniu profili psychologicznych postaci i klimatu — nie wątpię, że wymagało to wiele pracy, która jednak zaprezentowała te elementy w sposób wręcz oczywisty, jakbyśmy mieli do czynienia z żywymi postaciami, które rzeczywiście zostały postawione w tych trudnych sytuacjach, którym się przyglądamy.
Początkowe zniknięcie jednej z bohaterek wywołuje niemal namacalną niepewność, skrępowanie, odczuwalną frustrację jej chłopaka, a próba odnalezienia dziewczyny jest emocjonalnym priorytetem. Niski ukłon dla Ani za stworzenie tak niepowtarzalnej atmosfery i bohaterów z krwi i kości, którzy poza próbą odnalezienia samych siebie, starają się też dowiedzieć, czym właściwie jest płciowość, co ją określa, jak ją dostrzec i jak przekonać samych siebie do poglądów, które się kreuje. Sprawdzić, kim właściwie jesteśmy, bo może moglibyśmy być kim zupełnie innym.

Kto lubi niepewność pod każdym względem, temu serdecznie polecam tę książkę. Mniej osobom, które muszą mieć opowieści poukładane, a wątki jednoznacznie połączone w całość, bo jednak czytając można się zdenerwować szkatułkowością i ostatecznie przeczytać Niepełnię dwukrotnie za jednym razem ;)
Ja co prawda kilka razy zagryzałem mocniej zęby, bo nie rozumiałem, o co chodzi, co się dzieje, ale ostatecznie powieść wywalczyła sobie u mnie mocne 9/10
Polecam bardzo serdecznie.



Autor: Anna Kańtoch
Tytuł: Niepełnia
Wydawnictwo: Powergraph
Miejsce i rok wydania: Warszawa 2017
Ilość stron: 231
Cena: 39,00 zł

Za książkę dziękuję wydawnictwu


2 komentarze:

  1. Ja uwielbiam niepewność, szkatułkowść i nieoczywistość. A że #winteriscoming to musi być tylko dobrze :D

    Paulina z Oko na kulturę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przy takich preferencjach polecamy tym bardziej :)

      Usuń