środa, 6 grudnia 2017

MY LITTLE PORNO | Recenzja debiutu Łukasza Wojnarowskiego

KONKURS
Do wygrania egzemplarz powieści My little porno!

Kliknij i weź udział.


Maciej Kaźmierczak



Do wydanej przez Novae Res książki przyciągnął mnie chwytliwy, nieco kiczowaty tytuł, a potem opis, który zapowiadał stosunkowo ciekawą fabułę. O autorze niewiele wiadomo, o samej książce też mało się mówi. Ciekawość wygrała, poza tym erotyczna powieść współczesna powinna być spoko, czyż nie?


Tomasz Domagalski to poszukujący własnej tożsamości, niestroniący od seksu i innych używek dwudziestosześciolatek, który po otrzymaniu dziwnego SMS-a podejmuje nierówną walkę z anonimowym nadawcą. Rozpoczyna się gra, która nie wskazuje na to, żeby miała się prędko skończyć. Wiadomości, które pojawiają się coraz częściej, kończy zawsze ten sam enigmatyczny podpis: „Em”. Bohater rozpoczyna prywatne śledztwo – analizuje różne epizody ze swojego życia, odkrywając przed czytelnikiem najskrytsze zakamarki własnej duszy oraz mieszającej się z teraźniejszością przeszłości. Do samego końca próbuje zrozumieć, jak bardzo jego egzystencja odpowiada treści pierwszej otrzymanej wiadomości: „My little porno”.


Czyli erotyczny kryminał o przyziemnym, ale tajemniczym i psychologicznym podłożu, z polotem próbującym złapać za nogi Gombrowicza i Witkacego. Tak? No nie do końca. My little porno jest krótką, stonowaną i raczej łagodną w wygłosie powieścią o facecie, który nie pamięta nic z jednej imprezy, na której coś przeskrobał, dostaje teraz jakieś nieistotne wiadomości, opisuje swoje życie, ma podobno problemy psychiczne, z którymi walczy, przedstawia kilka epizodów z imprezowego życia, przyznaje się do swojego homoseksualizmu. Ostatecznie rozwiązuje okazującą się naciąganą zagadkę esemesów, które w pewnym momencie jakby stały się wyłącznie pretekstem do opisania życia, jakie może prowadzić każda imprezowa osoba, która stara się też jednocześnie jako tako ogarniać swoje życie. „Rozpoczyna się gra, która nie wskazuje na to, żeby miała się prędko skończyć. (...) Bohater rozpoczyna prywatne śledztwo (...)”. Nie, to raczej wycinek z życia, opisany niekiedy w sposób infantylny, sztuczny i nierealny. I tu pojawia się pytanie — czy to zamierzone? Bo przecież, jak już wspomniałem, tytuł wskazuje na pewnego rodzaju kicz, który dostajemy, lecz w obliczu debiutu może to być też najzwyklejszy niski styl, który dopiero się kształtuje, przy czym próby stylizacji mogą mieć miejsce, ale bez specjalnie pozytywnego efektu. Czymże więc jest My little porno?
Książka bierze rozbieg powoli, choć ostatecznie i tak galopować nie będzie. Poznajemy głównego bohatera, który przedstawia swoje życie prosto i wyraźnie. Próbuje świat nieco ubarwiać poetyzacją niektórych opisów, które zdają się odstawać od całości. Potem ich na szczęście raczej brak. Zupełnie jakby autor więcej czasu spędził nad dopieszczaniem tylko pierwszych rozdziałów, choć efekt jest odwrotny. Potem narracja ma już nieco inny styl.
W końcu Tomasz dostaje pierwszego niepodpisanego esemesa. Co normalny człowiek zrobiłby w takiej sytuacji? Raczej zbagatelizowałby sprawę, tymczasem bohaterem zaczynają targać emocje, jakby ktoś mu groził gwałtem na ukochanej. Dla rozwoju fabuły w zupełności wystarczyłoby pojawienie się tajemniczej wiadomości, bez tej emocjonalnej, przejaskrawionej otoczki, która nie wygląda na stylizację, ale na przymusowe nadanie wyższego statusu pretekstowi, na bazie którego istnieje cała powieść. To mogło być celowe przejaskrawienie, ale i tak wypadło dość blado. Jego następstwa przedstawione w takim świetle mogłyby pasować idealnie, tymczasem historia zaczyna się dziać jedynie na orbicie wiadomości, przedstawiając zwykłe życie Tomasza. Rozbite jest ono na dwie części — tę powiązaną z właściwą treścią i tę jakby wtrąconą, zarysowującą jedynie portret psychologiczny bohatera. Ta druga nie jest do końca wyjaśniana, bowiem przedstawiane sceny nie mają konkretnych uzasadnień, a jednocześnie brakuje elementów z tej pierwszej części. No bo też jak bardzo wyczerpująco można prowadzić „dochodzenie” w sprawie kilku wiadomości?
Kuleją dialogi. Razi ich sztuczność i nieautentyczność, jednak taki sam styl tworzy opisy, które są już dobre. Autor wyraźnie nie ma umiejętności przelewania na papier spontanicznych słów, wymian zdań. Brak tu lekkości, ale z drugiej strony reszta narracji zachowuje wysoki poziom, jest płynna i przekonująca. Jej potoczność (w pozytywnym dla realnego wydźwięku sensie) sprawdza się. Lecz niestety rozmowy są drętwe. I to jest główny problem tej książki, dla którego nie ma żadnej obrony.


— (...) Przez dwadzieścia osiem dni śniłem w kółko ten sam koszmar. Każdej pierdolonej nocy.
— Pamiętasz, co to było?
— Nie, i nie chcę pamiętać.

***

Nie przeszkadzał mi nawet brak kołdry czy dudniące chrapanie, które doprowadzało mnie do szału.


Obrony też nie ma dla błędów logicznych i gramatycznych (oba pojawiły się nawet we fragmencie na skrzydełku książki), licznych pleonazmów i tautologii, skrótów myślowych i rwanej narracji, która wprowadza niekiedy dezorientację i nie pozwala do końca zrozumieć, o czym aktualnie się czyta. Ale to bardziej wina braku dobrej redakcji i korekty niż samego autora. Na szczęście nie sprawiło to, że książkę czytało się źle. Były to potknięcia dość widoczne, mimo wszystko powieść Wojnarowskiego była przyjemna w odbiorze — dość płynna, lekka, z zakończeniem, które przywołało pewnego rodzaju sielskość. I to ono jest najlepsze. Książkę odłożyłem z poczuciem zakończenia dobrej lektury.
Muszę też wspomnieć, że do połowy miałem silne skojarzenie z Pokoleniem Ikea Piotra C — dość podobny klimat, tematyka, płytkość fabularna, erotyka. Jednak My little porno wydawało mi się nieco lepsze. Lepsze pod względem języka i stylu, choć powieść Wojnarowskiego nie wyjaśniała świata żadnymi szowinistycznymi teoriami, tak jak to uczynił Piotr C., i sami oceńcie, czy to dobrze (choć znając popularność Pokolenia Ikea jest to raczej wielki błąd).

Czym więc jest My little porno? Na pewno dobrym debiutem, z tajemniczym wydźwiękiem, który zapowiada możliwe dobre kolejne książki tego autora, których jestem ciekaw. Tymczasem debiut jest raczej lekką lekturą na dwa wieczory, która sprawia przyjemność, wciąga, ale specjalnie nie zaskakuje. Fajerwerków brak, ale jest dość satysfakcjonujący czytelniczy orgazm. I czekam na więcej, My little porno oceniając na 6/10.

***

Na uwagę zasługują też dobre ilustracje Anny Sowińskiej, będące bardzo przyjemnym dodatkiem. Okładka — również Sowińskiej — jest dość dobra, choć nie powala. Kompatybilna z treścią. Korekta i redakcja zawiodły. Oprócz wspomnianych już błędów jest też sporo ortograficznych i interpunkcyjnych, niekiedy też dialogi są źle zapisane. Tragedii nie ma, ale mogłoby być lepiej przy uważniejszej pracy nad tekstem.








Autor: Łukasz Wojnarowski
Tytuł: My little porno
Wydawnictwo: Novae Res
Miejsce i rok wydania: Gdynia 2017
Ilość stron: 232
Okładka: Anna Sowińska
Cena: 29,00 zł

Za książkę dziękuję wydawnictwu


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz